Przejdź do głównej zawartości

II Zimowy Forest Run ... lodowy, biały, mroźny, w promieniach słońca :D

Trasa biegu - źródło: http://forestrun.pl/trasy-zimowy/

Zaczynam wypiek dzisiejszych wrażeń ;) i jestem przerażona ilością ciasta! (początek pisania - sobota - godziny wieczorne)


Przeszłość...
Forest Run miał swoją pierwszą, jesienną edycję w 2014 roku. Jako biegowa świeżynka mogłam tylko pomarzyć o starcie- wtedy nie było jeszcze trasy krótkiej, na której wystartowałam w roku kolejnym. Tydzień po debiucie półmaratońskim :D 
Pamiętam koszmar długiej prostej, urok ścieżki Jeziora Góreckiego, zakończonej mocnym podejściem i ... meta- podbieg finałowy, Parszywiec mój ukochany, który chciał mnie zjeść ale ja po prostu na niego weszłam.
Pierwsza edycja zimowa i szybko odszczekane marudzenie na temat opłaty startowej- ta, w porównaniu z kosztem półmaratonu w moim rodzinnym mieście (Poznań), gdzie biegną tłumy, jest adekwatna do włożonej pracy grupy ludzi z biegiem związanych, z Agnieszką i Anią na czele. Aura wiosenna. Trasa 22km. Biegło się świetnie. Czas był o minutę lepszy od mojego asfaltowego debiutu i na mecie pokulały się łzy szczęścia a wrażenia z poszczególnych etapów... jakże odmienne od dzisiejszych ;)
Wrzesień roku zeszłego to możliwość bycia wolontariuszem i zobaczenie tego biegu z drugiej strony... Dziękuję.

Dzień dzisiejszy...
Wyspania za grosz- pobudka z przyczyn niewiadomych o godzinie 5! Dwie godziny później, po nieskończonej liczbie przewrotek i prób złapania marzeń sennych ... budzik! Buła! Herbata! Plecak i spacer na miejsce zbiórki! Do Ani i Macieja... bo razem raźniej!

(Nie dam rady dzisiaj więcej napisać- oczy same się zamykają...)


Ten rozgardiasz przedstartowy! Znajome twarze! Uściski! Uwielbiam! Chłonę jak gąbka. Agnieszka, bez Cwaniaka ale z uśmiechem od ucha do ucha, Marat! Dziewczyny z KB! Nie jest ważnym fakt czy biegasz szybko (ustawisz się wtedy na czele stawki), czy biegniesz wolniej- na starcie jesteśmy równi, mamy tyle samo przed sobą i w takich samych warunkach a to jak sobie damy radę, to nasza indywidualna sprawa! Przedstartowe niespodzianki? Agnieszka, która wraca na biegowe ścieżki :) Kajtek- największy przystojniak, o zaraźliwym uśmiechu i uroku osobistym zwalającym z nóg ;)
Bang! Bang! Start!
Start = zbieg! Bałam się tego momentu bardzo ze względu na wszechobecny lód. Miałam nakładki, jak większość biegnących ale byli też tacy, którzy ich nie mieli. Co tam się działo?! Katastrofy nie było ale brak odpowiedzialności za towarzysza obok, już tak- zaliczysz glebę i stłuczesz dupę, to jedno ale jak swoimi nogami podetniesz drugą osobę, to już drugie... Sorry! Organizatorzy trąbili, że jest lód- był! Biegasz po poznańskich asfaltowych ścieżkach? Przed startem w terenie idź do najbliższego lasu (Rusałka, Marcelin)- zobacz, sprawdź! Koniec – kropka – pl!
Pierwsza prosta, oblodzona na maksa. Miałam pilnować tempa- bez sensu- przebiec w całości to najważniejsze. Co ja robię za Zosią i Domi?! Zwariowałaś? Uspokój się! To dopiero początek! One zaraz przyspieszą! I chyba na tej prostej wyprzedza mnie Klara- pobiegła tego Foresta jak dzik normalnie! Brawo! 
Dobra! Przebiegamy jezdnię i skręcamy w leśną ścieżynkę- jesteśmy obok drogi ale jednak w lesie- bardzo lubię ten odcinek. Nie mam go jeszcze zakodowanego w głowie na biegowych mapach ale wiem, że za zakrętem i po kilku podbiegach lecimy do punktu odżywczego przy Głazie Leśników :D 
Asia! Pyta się czy wszystko w porządku- ano tak. Przykrywam zegarek- denerwuje mnie. To jeszcze początek- tempo rwane, czasami z kosmosu- nie powinnam tak szybko biec! Słuchaj siebie! 
Kasia! Sarenka! Cudownie biegnie. „Z tyłu są dwie nasze dziewczyny z KB! - To niedobrze! Oznacza to, że za szybko biegnę :)”. Odpuszczam na podejściu- podbiegi to mój słaby punkt i nie chcę się zajechać na początku, bo widmo finiszu cały czas stoi przed oczami (i ta myśl o mecie, to mój mały błąd ... ale o tym później). Zbiegom nie daruję- kocham je bardzo! Co mi grozi?! Hmm... Dentysta?! 
Jest bufecik! „Woda! Herbata na kolejnym!”. Ok! Trzeba popić żel.
Głaz Leśników ;) foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski
Przebiegamy ostatnią jezdnię i dalej przed siebie! Ściągam rękawiczki, wkładam do jednej z nich kolejny żel i jazda! Teraz do zakrętu i ... Trzebaw. Ale do niego prowadzi cholerna prosta, długa i lodowa! Tutaj wiele się dzieje. Mijam i jestem wyprzedzana. Zaczynam kolejny żel i cieszę się na widok zabudowań. Przy punkcie karetka- oby na wszelki wypadek a nie dlatego, że musiała tu dojechać w konkretnym celu. Ciepła herbata- jaka dobra! Ciasteczko! Marta, która mnie pamięta a ja pamiętam jej oczy- iskierki radosne! Kawałeczek pomarańczy i w drogę! Kolejny zakręt i uroczy leśny fragment, na którym odpływam! „Tu i teraz”! Orientuję się, że biegnę po lewej stronie a za mną dobiega odgłos kroków ... zakodowałam już, że #lewawolna i tracę rytm schodząc na prawą stronę- to tylko chwila ale odlot zakończony, szkoda. Fragment polnej drogi – posilam się podgrzaną w dłoni pomarańczą i zmierzam do punktu za Górką. Tam zaczyna się najpiękniejszy dla mnie moment na trasie- leśny już do samego końca z Jeziorem Góreckim! 
Schodami w dół :D i odcinek, na którym możesz wiele zyskać ale i dużo stracić. Fala najprawdziwsza- raz opadasz, raz się unosisz i jeżeli już tu byłeś, to wiesz że na końcu czeka mała Gnida. Podejście- krótkie ale mocne- są tacy, co wbiegają! Pewnie i tym razem pofrunęli... Jezioro pięknie zmrożone. Pod stopami cały czas lód. Kolana stwierdziły, że już od dawna jest tak, jak na znienawidzonym asfalcie. Na czarnym jednak łatwiej babie utrzymać rytm, który w terenie jest pięknie zakłócony. „Monia! Nie poddawaj się! I trzymaj się pleców tej dziewczyny. Nie wyprzedzaj teraz na ścieżce, tylko po podejściu. Dasz radę. Kilka celów masz już za sobą. Ok. czas na Gnidę- pomarańcze pod rękaw, by ręce były wolne i w górę! Krok za krokiem! Kurde! Masz ją! Trzymaj równe tempo tej wspinaczki, ona może Ciebie zjeść! Co te liście tak szeleszczą? Patrz przed siebie! Boki zostaw! Jest! O kurde! Nogi mi się plączą?!”. Wyrównanie oddechu, krok biegowy, żel, pomarańcze i shot... albo zwrócisz to wszystko albo i nie. Prosta do bufetu- Ania i Maciej mnie tutaj doganiają... hmm... w zeszłym roku dostałam baty od Ani na 10km, teraz na 18stym. Ale! Od punktu jest fantastyczny zbieg prowadzący do ścieżki, która jest równie wąska jak ta nad jeziorem ale pełna korzeni i gałęzi, powalone drzewo! Ha! Ha! Na zbiegu byłam pierwsza ale moja głowa skapitulowała, bo za mną sznurek biegaczy- a ja nie lubię nikogo spowalniać... (nie śmiać się z baby! No psyche mi siada w takich momentach!). Po lekkim podejściu, obok leśniczówki trasa wraca na szeroki szlak. Moi towarzysze już przede mną :) ulga jest taka, że poczekają na mnie na mecie krócej niż na to wszystko wskazywało- chociaż taki plus ;) Minus był taki, że przy bufecie wzięłam w ręce śnieg dla wytarcia oklejonych pomarańczą rąk. Zgrabiały od tego zabiegu i już się nie rozgrzały do końca (a ja nie chciałam walczyć z rękawiczkami przewróconymi prawie na lewą stronę, ot kara za grzech lenistwa i głupoty).
Dalej człowiek biegnie piękną trasą, wśród pagórków ... Wielkopolski Park Narodowy jest przepiękny. Na tym ostatnim odcinku miałam kilka wymijanek z pewnym biegaczem- raz ja jego, raz on mnie :D Nagle coś po prawej... sarny- o dzięki! Jakiś zastrzyk pozytywnej wibracji... ale kiedy to się skończy! Spojrzałam na zegarek około 20km ... do mety i blisko i daleko a mój wymarzony czas już minął ... a zeszłoroczny zbliża się nieubłaganie... cóż... byle do Parszywca... Kiedy on się zaczyna? Nie pamiętam! Pojawia się biegacz z medalem! „Fuksiarz :D pobiegniesz za mnie? :D”. Nie słyszałam odgłosów mety- strasznie mi tego brakowało. Brakowało mi kibiców wzdłuż tego Okrutnika. Gdy się zorientowałam, że jestem już na finalnym podbiegu było już za późno! „Mulda”, to już początek ostatniego wysiłku. Następnie ostro w górę do studni a ja zwolniłam zamiast cisnąć i hasło przewodnie pewnego pĄpkinsa, że teraz „krew, pot i łzy” spowodowały tylko przybicie piątki i obietnicę, że „od studni biegnę”. Pobiegłam. Ale było już pozamiatane. Nie mogłam zlokalizować zegara na mecie!? Może dlatego, że w głowie bunt na słowa prowadzącego: „Monika Bor – Pobiedziska Running Team – Monika z Pobiedzisk!”. No nie wytrzymam! Przecież jak wół tam stoi, że również Kobiety Biegają i że z Wierzyc! Wybaczone oczywiście :D
Odbiór plecaka i cudownie ciepły namiot- położyłabym się tam z chęcią ;) dupsko zostało porządnie owiane przez polne wiatry. Odebrana butelka pysznego gruszkowego cydru- wypita późnym wieczorem. W drodze po regeneracyjny, tradycyjnie dobry, posiłek mijam Karolinę- uśmiechniętą jak zawsze ;)
Odpowiem jeszcze raz na zadane przez nią pytania: 
Jak bieg? - Dobrze!
Zadowolona? - Tak...
... ale! Mam mały niedosyt ;) Wiem, że nie było źle! Przecież przy tak różnych od zeszłorocznej edycji warunkach, tylko 6 minut (?) straty! Owszem, Forest miał być startem zimy! Ale nie najważniejszym pierwszego kwartału roku 2017! 


Przyszłość...
Wrócę! :D
....
Dziękuję mojej kochanej familiadzie- Grześkowi, dzieciakom, rodzicom, Frąckowi i Krusi ;) ... za pomoc, wyrozumiałość, kciuki, etc.
Wszystkim Dobrym ludziom za wsparcie- w słowie, w uśmiechu, w uścisku, etc.
Bartkowi raz jeszcze gratuluję wygranej w konkursie dotyczącym typowania mojego czasu- medal, forestowa chusta i nr startowy trafią do DOBREJ osoby. Dziękuję za każde wsparcie dla Dobrej Fabryki- to z typowaniem wyniku i to bez typowania- ja jestem idealistka i wierzę, że i takie wpłaty miały miejsce.
Ania! Maciej! Dzięki raz jeszcze :*

i to chyba wszystko....

„Każda z nowych dróg
Każdy świeży ślad
Każdej ścieżki łuk
Wiodą znowu w świat 
Który z marzeń znam
Który jest gdzieś tam - 
Tam gdzie pragnę być...

Gdzie się niebo i morze chcą zejść
Coś woła...
Daleko stąd 
Marzenia są...”
„Pół kroku stąd” - fragment piosenki z bajki „Vaiana”- tekst polski: Michał Wojnarowski

Marzenia w mej głowie są zawsze ... i mnie wołają ... ale to już w innym odcinku...

Pozdrawiam!

Monia ... zabiegana baba :D

Monika Bor (33), wynik: 02:35:13, czas netto: 02:34:47, miejsce open: 340, miejsce K: 69
 foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Razem dla Bezpieczeństwa

Nie miało być tego wpisu. Miałam ograniczyć się tylko i wyłącznie do krótkich notatek na facebook'u. Ale! Brak wpisu oznaczałby czyste lenistwo z mojej strony oraz nieuczciwość w stosunku do organizatorów. Bo to, że się baba umęczyła to jedno! A sam bieg i wszystko wokół niego, to dwa! I zacznę od końca! logo 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego 31 Baza Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach otworzyła swe bramy dla biegaczy i osób towarzyszących. Dla dzieciaków zorganizowanych zostało mnóstwo atrakcji: zamki dmuchane (wysokie tak, że śmigasz na zjeżdżalni z prędkością światła), ścianki wspinaczkowe (również po same chmury), trampoliny (z gumami i możliwością robienia fikołków), śmieszne dwukołowe pojazdy (ja je określam "dla leniwych ochroniarzy centrów handlowych" ale umożliwiają one szybkie przemieszczanie się z miejsca A do miejsca B - nie wiem jak ten wynalazek się nazywa i szukać nie będę). Pan Sokolnik, który przekazywał informacje o swoich podopiecznych, opow

3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc

Królewna Śnieżka i ... Monia na gigancie :) Ostrzegam: relacja będzie długa ... bardzo długa ... jedynym ratunkiem byłoby podzielenie jej na części ale ... zrobię rozdziały ;) Tylko Ona mogła pojawić się na początku ;) foto: pierwsza część fotorelacji od BikeLife Rozdział 1: Pomysł na Śnieżkę. Uwielbiam czytać relacje z biegów a te okraszone widokami gór radują moje serce i powodują wzruszenie maksymalne - nie wiem skąd ta miłość, bo wycieczka szkolna w liceum, to jedno; Tatry raz w życiu, to drugie i ... kolonie w Kletnie? Ale to już naprawdę inna czasoprzestrzeń!  Bieganie w górach? Toż to wyższa szkoła jazdy! Tzn. biegania właśnie. Krew, pot i łzy i chęć morderstwa! Trafiłam na relację z biegu na naszej Królewnie. Opis trzech rund na Śnieżce, którego autor dozował sobie dystans z roku na rok dłuższy a ja byłam po lekturze jego ostatniego wyczynu. I zaczęło się myślenie. W głowie już miałam plan na Dziewiczą Górę, na którą jeszcze w zeszłym roku bałam się odwa

Wieczorna Dziewicza Góra Biega 2019

W myśl hasła przewodniego na rok bieżący: "jestem tam gdzie mnie nie było" - z małymi wyjątkami ;) - zapisałam się na wieczorny bieg na DziewiczejGórze . Nigdy nie uczestniczyłam w edycji wieczornej a ostatni raz Zołzę czułam pod stopami ... uwaga! ... 1,5 roku temu! Piątek! Po pracy wróciłam do domu, zjadłam obiad, pożegnałam rodzinkę zostawiając im pod opieką zmywarkę i gotową na działanie pralkę i ruszyłam po Tomka! Zjawiliśmy się w biurze zawodów z zapasem czasowym, który pozwolił na spokojne przebranie się i małą przebieżkę w celu sprawdzenia warunków na trasie. Naszła mnie wątpliwość wielka, ponieważ: - spódniczka biegowa miała swą premierę i konieczna jest jej modyfikacja ze względu na podwijające się galoty - albo taki jej urok albo ma noga jest za konkretna dla niej - zaakceptuję ten fakt lub przeróbka; - teren piaszczysty - buty wgryzały się super ale sprawdzenie ostatniego podejścia ... "mamuniu! co ja tutaj robię! - tęskniłaś i chciałaś! - no chciała