Przejdź do głównej zawartości

3. Rogoziński Półmaraton Przemysła II

Miałam zapisywać się z radością a kliknąłem "zapisz się na listę" z wielkimi obawami. Wszystko przez kuchę popełnioną na Panu Poznańskim (kto nie czytał, zapraszam do wcześniejszego wpisu). Od maratonu nie biegałam dużo. Tylko pięć treningów, od 4 km w okolicach domu do 10 km z hakiem na Dziewiczej Górze. Las doprowadzał mnie do biegowego pionu i odgruzowywał radochę a wycisk obwodowy na sali mobilizował do sumiennej pracy. Moje leśne kamasze mają skorupkę wysuszonej ziemi a asfaltówki, po sobocie, do czystych też nie należą.
Rogoźno! Pierwszy raz startowałam tam w zeszłym roku, wiedziałam co mnie czeka na trasie:
7 km asfaltu na rozgrzewkę,
7 km leśnych duktów ku rodości w pięknych okolicznościach przyrody,
7 km asfaltu na otrzepanie tego, co zagarniemy z buczynowych ścieżek (przed sobotą padało, padało, padało).
No i co? Koniec relacji ; )
Kobiety Biegają półmaraton w Rogoźnie
foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski
#żarcik
Do Rogoźno jadę z Bartkiem, który w zeszłym roku namówił mnie na buczynową trasę (zrobiłam wtedy swoją pólmaratońską życiówkę, obaloną na poznańskim półmaratonie w marcu). Czasowego marzenia na połówkę nadal nie było ... a ja nie chciałam biec tylko w tym celu. Z drugiej strony wiedziałam, że będą znajomi i pytania dotyczące planu na bieg nie pomagały. Dodatkowo: wiadomość ostatniego tygodnia przed startem, to odbezpieczona bomba: Kasia, Aneta i Arek w roli baloniarzy! Kurka wodna! Bartek też - tradycyjnie nieoficjalny zając z balonikiem jedynym w swoim rodzaju :)
news tygodnia!
foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski

zając ... jedyny w swoim rodzaju :)
foto: Hernik Team

Jeszcze na starcie nie wiem gdzie się ustawić! Zaopatrzona w butelkę z naturalnym izotonikiem patrzę na te balony i myślę ... dziewczyny będą pilnować 2:15, chłopacy 2:20 i 2:22:22. Ostatnio leciałam od samego początku na 2.10 i buczyna spowolniła me kroki. Hmm...
Ruszam w okolicy dziewczyn. Na asfalcie trzymam się linię przed, razem z Ciastkami ;)
ciasteczkowym Agnieszkom buzia sie nie zamyka ;) a Kasi usmiech nie znika z twarzy :D
foto: Hernik Team
Kibice cudowni. Pierwszy punkt odżywczy bardzo szybko ale ja już jestem głodna! Standard! Wcinam pierwszy żel i lecę dalej. Kombajny zagrzewają do biegu siłą swych klaksonów. Mijamy piękny dom z bali i jeszcze chwila i ... BUCZYNA.
BUCZYNA!
foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski
Wpadasz do lasu i barwy jesieni raczą zmysł wzroku. Żółcie, brązy i zielenie.
Droga utwardzona i tylko w kilku miejscach nawierzchnia rozjeżdża się pod stopami. Jeden mały i jeden duży podbieg a reszta w miarę płaska z *hopkami. Cały czas jestem w zasięgu dziewczyn. Problem zaczyna się po zakręcie w stronę domków letniskowych. Pomimo kolejnego dopalacza i nawadniania, baterie siadają. I bonus! Czuję nadbagaż ... "po cholerę jadłaś te frytki na wieczór?! Ta dodatkowa porcja wyjdzie ci bokiem a tojków nie znajdziesz! - to może krzaki? (Wewnętrzna rozmowa potrafi rozbawić nawet mnie) - czy ty widzisz gdzieś tutaj nadmiar liści w tych niższych partiach?!  Mało było wiatrów ostatnio?! Łyso jest! - no to może odbiję w boczną ścieżkę? - proszę bardzo, ostatnia szansa! - no dobra, wytrzymam ... chyba!".
No nie może być normalnie! Nigdy!
Na asfalcie widzę, że Kasia i Aneta są ładny kawałek przede mną. Cholera! Dostanę wpieprz na mecie! Skanuję sytuację wewnętrzną i obieram sobie za cel te rącze sarny, które normalnie byłyby już daleko! Ho! Ho!
15 km i tak jak rok temu zaczynam liczyć ile zostało jeszcze asfaltu ... 6 km do mety. Biegnę. Spoglądam na zegarek i sprawdzam, czy tempo ustawione jest na wskazywanie ostatniego kilometra. Nie mam zielonego pojęcia po co sobie tym głowę zaprzątam ale lecę dalej. 5 km (16 km) - chyba jestem bliżej celu. Zaczyna się długi podbieg zwieńczony bufetem przy przystanku autobusowym, na którym dziewczyny robią sobie sesję zdjęciową ;) ja połykam ostatni żel - czekoladowy z kofeiną i świadomość, że się nie zdąży wchłonąć ale co oszukam głowę, to moje! 4km (17 km) i cisnę dalej. Teraz gorzej! Czuję oddech na karku :D wiem też, że za plecami mam cały czas dwie ciasteczkowe Agnieszki a przed sobą dwie różowe koszulki Ani i Agaty - mój nowy cel, taki na trzymanie dystansu maksimum ale z zamiarem jego zminimalizowania. Zaczynam zbliżać się do 18 km i głowa mi się gotuje. Co się dzieje? Czapka przeszkadza! Przekręcam daszek do tyłu, bo zwariuję- nie chcę jej chować, bo plecy otarte już z tego powodu miałam - lecę "na łobuziaka". Patrzę na tempo i ... zdurniałaś babo doszczętnie! Było z górki :P
łobuziak
foto: Fotografia Ewa Hermann

Jeszcze 2km! Dasz radę!
1 km! Już blisko! 2.10 nie będzie ale nie jest źle! W sercu się cieszę! Serio! Skupiam się na tej końcówce i biegnę, dalej powtarzając sobie jedno zdanie ... 
Zakręt - brama - stadion - META! #rogozińskażyciówka :D
Oddech i uśmiech! lotny depozyt dostarczył mój bagaż na miejsce i mogę lecieć pod prysznic! Później kawa, ciacho, trochę makaronu i herbata miętowa (wg uznania - do wyboru! kawa również - sypana i rozpuszczalna - rozpusta!) i pogaduchy!!! 
Klimat tego półmaratonu jest wspaniały!
....
Tęcza ;)
Organizatorom - z Rogozińskim Klubem Biegacza i Gminą Rogoźno na czele - dziękuję!
Wolontariuszom - uśmiechnietym od ucha do ucha i pomocnym na każdym kroku - dziekuję!
Kibicom - za każdy gest, okrzyk, trąbniecie ;) w szczególności małemu Przystojniakowi, który wraz z ekipą opiekunów przemieszczał sie po rogozińskich drogach i raczył swym uśmiechem (ma to Mamie ;) a ta uśmiecha się tak samo pieknie jak jej Mama!) - DZIĘKUJĘ! 
Zającom - Anetko! Kasiu! i Stefanie (a co mi tam!) - takiej motywacji dawno nie miałam! słowa: "nie ważne jak zaczynasz, ważne w jakim kończysz stylu" są adekwatne do tego, co się na trasie działo ;) DZIĘKUJĘ!!!
Bartku! za wspólną podróż, biegowe rozmowy, uśmiech i umiejętność zdystansowania się do szybkiego biegania!
Hania, Beata, Iza (gratuluję debiutu!), Justyna (jak dawno sie nie widziałyśmy!), Ania, Agata, Agnieszki Dwie! (towarzstwo ciateczkowe na trasie przednie!), Arek, Piotrek, Irek i ... reszta roześmianego biegającego Towarzystwa! - bardzo Wam dziękuję za tak cudowną rywalizację :) 
....
"3. Rogozinski Polmaraton Przemysla II: BOR MONIKA nieofic. msc open 351 czas:02:12:33 K40 -24".
Dawno tego nie pisałam: 
BANG! BANG! LUCKY LUKE! i TIRU! RIRU! razem wzięci! tak było!
Monia ;)


być ja ten jednorożec ... szczęśliwy :D
foto: Fotografia Tomasz Szwajkowski



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Razem dla Bezpieczeństwa

Nie miało być tego wpisu. Miałam ograniczyć się tylko i wyłącznie do krótkich notatek na facebook'u. Ale! Brak wpisu oznaczałby czyste lenistwo z mojej strony oraz nieuczciwość w stosunku do organizatorów. Bo to, że się baba umęczyła to jedno! A sam bieg i wszystko wokół niego, to dwa! I zacznę od końca! logo 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego 31 Baza Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach otworzyła swe bramy dla biegaczy i osób towarzyszących. Dla dzieciaków zorganizowanych zostało mnóstwo atrakcji: zamki dmuchane (wysokie tak, że śmigasz na zjeżdżalni z prędkością światła), ścianki wspinaczkowe (również po same chmury), trampoliny (z gumami i możliwością robienia fikołków), śmieszne dwukołowe pojazdy (ja je określam "dla leniwych ochroniarzy centrów handlowych" ale umożliwiają one szybkie przemieszczanie się z miejsca A do miejsca B - nie wiem jak ten wynalazek się nazywa i szukać nie będę). Pan Sokolnik, który przekazywał informacje o swoich podopiecznych, opow

3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc

Królewna Śnieżka i ... Monia na gigancie :) Ostrzegam: relacja będzie długa ... bardzo długa ... jedynym ratunkiem byłoby podzielenie jej na części ale ... zrobię rozdziały ;) Tylko Ona mogła pojawić się na początku ;) foto: pierwsza część fotorelacji od BikeLife Rozdział 1: Pomysł na Śnieżkę. Uwielbiam czytać relacje z biegów a te okraszone widokami gór radują moje serce i powodują wzruszenie maksymalne - nie wiem skąd ta miłość, bo wycieczka szkolna w liceum, to jedno; Tatry raz w życiu, to drugie i ... kolonie w Kletnie? Ale to już naprawdę inna czasoprzestrzeń!  Bieganie w górach? Toż to wyższa szkoła jazdy! Tzn. biegania właśnie. Krew, pot i łzy i chęć morderstwa! Trafiłam na relację z biegu na naszej Królewnie. Opis trzech rund na Śnieżce, którego autor dozował sobie dystans z roku na rok dłuższy a ja byłam po lekturze jego ostatniego wyczynu. I zaczęło się myślenie. W głowie już miałam plan na Dziewiczą Górę, na którą jeszcze w zeszłym roku bałam się odwa

Wieczorna Dziewicza Góra Biega 2019

W myśl hasła przewodniego na rok bieżący: "jestem tam gdzie mnie nie było" - z małymi wyjątkami ;) - zapisałam się na wieczorny bieg na DziewiczejGórze . Nigdy nie uczestniczyłam w edycji wieczornej a ostatni raz Zołzę czułam pod stopami ... uwaga! ... 1,5 roku temu! Piątek! Po pracy wróciłam do domu, zjadłam obiad, pożegnałam rodzinkę zostawiając im pod opieką zmywarkę i gotową na działanie pralkę i ruszyłam po Tomka! Zjawiliśmy się w biurze zawodów z zapasem czasowym, który pozwolił na spokojne przebranie się i małą przebieżkę w celu sprawdzenia warunków na trasie. Naszła mnie wątpliwość wielka, ponieważ: - spódniczka biegowa miała swą premierę i konieczna jest jej modyfikacja ze względu na podwijające się galoty - albo taki jej urok albo ma noga jest za konkretna dla niej - zaakceptuję ten fakt lub przeróbka; - teren piaszczysty - buty wgryzały się super ale sprawdzenie ostatniego podejścia ... "mamuniu! co ja tutaj robię! - tęskniłaś i chciałaś! - no chciała