Przejdź do głównej zawartości

Wieczorna Dziewicza Góra Biega 2019


W myśl hasła przewodniego na rok bieżący: "jestem tam gdzie mnie nie było" - z małymi wyjątkami ;) - zapisałam się na wieczorny bieg na DziewiczejGórze. Nigdy nie uczestniczyłam w edycji wieczornej a ostatni raz Zołzę czułam pod stopami ... uwaga! ... 1,5 roku temu!
Piątek! Po pracy wróciłam do domu, zjadłam obiad, pożegnałam rodzinkę zostawiając im pod opieką zmywarkę i gotową na działanie pralkę i ruszyłam po Tomka! Zjawiliśmy się w biurze zawodów z zapasem czasowym, który pozwolił na spokojne przebranie się i małą przebieżkę w celu sprawdzenia warunków na trasie. Naszła mnie wątpliwość wielka, ponieważ:- spódniczka biegowa miała swą premierę i konieczna jest jej modyfikacja ze względu na podwijające się galoty - albo taki jej urok albo ma noga jest za konkretna dla niej - zaakceptuję ten fakt lub przeróbka;- teren piaszczysty - buty wgryzały się super ale sprawdzenie ostatniego podejścia ... "mamuniu! co ja tutaj robię! - tęskniłaś i chciałaś! - no chciałam i piątek to aktualnie czas na podbiegi ale ... - ale co?! dlaczego dwa okrążenia a nie jedno po tak długiej przerwie? no głupota! głu - po - ta, babo jedna!".
Zbieg sprawdzony również - do przeżycia na hamulcu - powiedziałam Tomkowi, że ja nie wiem czy to nie jest aby błędem ... że tu jestem. Tomasz to nasz drużynowy długodystansowiec, góry mu nie obce, uparciuch straszny - swój swego zrozumie (w tym ostatnim) ;)

Szykuje się bieg bardzo kameralny. Pojawiają się znajome twarze ;)
Sławka z Damianem.
Reakcja Sławki na moje planowe dwa okrążenia ... dziękuję! to było takie prawdziwe!

Za chwilę rozgrzewka i ogłoszenia drobne informujące o trzymaniu się pomarańczowych taśm (trasa była również przygotowana dla rowerzystów na zupełnie innych zawodach, w zupełnie innym dniu).
3,2,1 ... start!
Miała być przygoda, nie miało być ciśnienia a nakręciłam się negatywnie na tej pierwszej pętli bardzo. Zanim to sobie uświadomiłam był już 1-2 kilometr i dowiedziałam się od dziewczyn z trasy pięciokilometrowej, które widząc mój nr startowy i zachęcały mnie do biegu, że nie ma to jak "koncertowo się zeszmacić". Ha! Ha! no nie ma!
Obiecałam sobie, że na płaskim biegnę, na zbiegach puszczam hamulec a podbiegi pokonuję marszem ... napierając ile się da!
Matko Kochana! Ta cholera - góra - się nie zmieniła! Czaruje zielenią na całego ale cały czas stoi w miejscu i się śmieje! Nienawidzę! Kocham!

uśmiech? foto: szaszner.com

Pierwsze podejście - zbieg - wypłaszczenie - widok na strefę mety i drugie podejście i marzenie o tym, by ten koszmar się skończył! niech już będzie rynna i Kiler - ten hardcorowy zlot w dół! słyszę za sobą pierwszego zawodnika z kijkami - mijam półmetek i zatrzymuję się przy stoliku z wodą ... Zejść?! Czy nie zejść?! - te pytania biegną i idą ze mną od czwartego kilometra - ile ja się nawyzywałam w tej swojej głowie! ile razy rzuciłam przekleństwo w myślach, to moje! - a na Chojniku zejdziesz? zatyka? odetka! będzie upał albo deszcz? będzie ciężko ale nie będzie zagrożenia życia ... będziesz napierać dalej! nieważne w jakim tempie! - piję wodę, schładzam głowę i odwracam się w stronę tego delikatnego wzniesienia, które jest niezmienne na początku każdej pętli! idę! trochę podbiegam i ... na punkcie kontrolnym mówię, że to ja jestem ostatnia, niestety! Pan mnie informuje, że jeszcze powinien być jeden numer i musiałam osobę z tym numerem minąć - nie minęłam! - no to była rezygnacja z dalszego biegu. nic nie wiem! skręcam w lewo i biegnę w dół ... sama ... patrzę na niebo i mam swojego najlepszego biegowego przyjaciela za towarzysza - księżyc jest na swoim miejscu :) ja nie zejdę! choćby nie wiem jak bolało i jak bym była głodna! ;) nie zejdę! #niemamowy!

Mam nadzieję, że Tomek będzie w pobliżu strefy biegu - nie ma! Kurka wodna! kluczyki do samochodu nadal ze mną! niech nie wychodzi poza strefę ciepła z ogniska!
Na szczycie melduję swą obecność i nadzieję na drożdżówkę na mecie - spokojnie! są! - no niestety ... po wesołych oklaskach podczas finiszu otrzymałam pierniki ;) na dwie nogi!

koniec! foto: szaszner.com

Doprowadziłam się do porządku przebierając w cywilne ciuchy. Króciutki czas przy stole i droga powrotna do domu - Tomasz trochę ostygł ;) trzeba było grzać w aucie!

Tak to właśnie było! Nie było lekko! Wiedziałam, że przyjemnie nie będzie! Czy było warto dać sobie takie baty? Warto! Na Dziewiczej Górze zawsze warto! Ona oddaje wszystko z zapasem!

Wynik - za maratonczykpomiarczasu.pl
Wynik brutto: 1:23:06
Czas netto: 1:22:55
Tempo: 08:01
5km 0:39:08 (63)
Miejsce open: 62
Miejsce wśród kobiet: 15
Kategoria wiekowa: K40
Miejsce w kategorii wiekowej: 3

Czyli można być ostatnią na mecie i trzecią na pudle w swej kategorii! ;) ta radosna nowina zastała mnie już w domu - małe szczęście a jak cieszy! :D

Bang! Bang!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3 x Śnieżka = 1 x Mont Blanc

Królewna Śnieżka i ... Monia na gigancie :) Ostrzegam: relacja będzie długa ... bardzo długa ... jedynym ratunkiem byłoby podzielenie jej na części ale ... zrobię rozdziały ;) Tylko Ona mogła pojawić się na początku ;) foto: pierwsza część fotorelacji od BikeLife Rozdział 1: Pomysł na Śnieżkę. Uwielbiam czytać relacje z biegów a te okraszone widokami gór radują moje serce i powodują wzruszenie maksymalne - nie wiem skąd ta miłość, bo wycieczka szkolna w liceum, to jedno; Tatry raz w życiu, to drugie i ... kolonie w Kletnie? Ale to już naprawdę inna czasoprzestrzeń!  Bieganie w górach? Toż to wyższa szkoła jazdy! Tzn. biegania właśnie. Krew, pot i łzy i chęć morderstwa! Trafiłam na relację z biegu na naszej Królewnie. Opis trzech rund na Śnieżce, którego autor dozował sobie dystans z roku na rok dłuższy a ja byłam po lekturze jego ostatniego wyczynu. I zaczęło się myślenie. W głowie już miałam plan na Dziewiczą Górę, na którą jeszcze w zeszłym roku bałam...

Wyczyny majowe ;)

Dawno mnie tutaj nie było. Jak na babę przystało: jest wena, to brak możliwości technicznej a jak jest chwila czasu i możność bycia przed komputerem ... to w głowie pustka. Pozostaje mi tylko napisać małe podsumowanie dotyczące minionego miesiąca. Maj! piękny miesiąc! Pełnia wiosennych kolorów, zapachów i emocji... Stop! Koleżanka się zapomniała i rozmarzyła! Zimno było! Mokro było! Paskudnie było! O! I nagle ... BOOM! Słońce sobie przypomniało o małym kraju nad Wisłą i się zaczęło. Sapanie! Stękanie, że gorąco, upalnie, okropnie. Szok dla ciała i głowy! Źle! Zawsze źle! Pogoda ma ciężkie zadanie: dogodzić każdemu z osobna! Jestem święcie przekonana o tym, że słońce mnie nie lubi! Sprawia, że puchnę i nie mam czym oddychać i w bonusie daje mi opaleniznę, z którą wstyd wyjść na plażę.  Dobrze, już dobrze! Koniec marudzenia i konkrety! Wszystkie biegi, w których brałam udział odbywały się 13 maja!  6 Bieg Na Tak "Run of Spirit"  Poznańska Malta! Mi...

Trzymać się planu ...

Na samym początku napiszę, że plan swoje i życie swoje. Ale! W momencie, gdy dopasujesz plan do swego życia a nie odwrotnie, to jest szansa, że się uda. Jestem totalną amatorką i pozostaje mi podziwiać tych, co startują z pierwszej linii. Zawodowcy! Gdy ja dobiegam do mety, oni już po prysznicu i przy kawie. Gro od dzieciaka związana ze sportem, w trybie treningowym od lat i tzw. roztrenowanie, to zasłużony odpoczynek nie tylko dla ciała ale i głowy... O czym było? Aha! PLAN! Przygotowanie do marcowego półmaratonu... na żadnej liście mnie nie ma jeszcze ale co się odwlecze, to nie uciecze. A może nie mam za grosz presji ani chęci by dobiec/pobiec w wymarzonym czasie? Kurka! Nie wiem. Miałam dylemat: 12 tygodni? 10 tygodni? A może tak, jak do tej pory? Wyklepać swoje z podziałem na tematy (szybkość, siła, długie) i dodać ogólne wzmocnienie i gitara!? Wybrałam ogólnodostępny plan Piotrka Książkiewicza (tak, tego od City Trail) i zgodnie z jego radą końcową dopasowałam do możliwośc...