Tak! Bieg jest zawsze Twój i Twoje jest zwycięstwo!
Dużo już o tym biegu
napisałam – krótkie posty przedbiegowe i w samym dniu
startu, *lajfy, komentarze i ... nie mogłam się zebrać do spisania
relacji. Choroba, to raz a niechęć do podzielenia się i
zatrzymania tych wszystkich emocji tylko dla siebie, to dwa. „Ploty
z Silesią”, to moja wisienka w powrocie do biegania. Moja! Nikt mi
jej nie zabierze!
Czy się udało?
....
W Katowicach znalazłam się
w piątek późnym wieczorem po ekscytującej podróży i
aplikowaniu tabletek na ból gardła. Tyle czasu trzymałam się
pionu! Cały okres przygotowawczy!
Dwa lata temu rezygnowałam z półmaratonu w Puszczy Noteckiej – ryczłam jak wół! A teraz – na obczyźnie ;) ma się powtórzyć powtórka z rozrywki? I najważniejsze! Jedziesz do Rodziny – bo to jest główny cel podróży i co? I chora masz być? W życiu, nigdy!
Dwa lata temu rezygnowałam z półmaratonu w Puszczy Noteckiej – ryczłam jak wół! A teraz – na obczyźnie ;) ma się powtórzyć powtórka z rozrywki? I najważniejsze! Jedziesz do Rodziny – bo to jest główny cel podróży i co? I chora masz być? W życiu, nigdy!
Bartek z Ciocią Bożenką obwożą mnie po nocnych Katowicach :)
zajeżdżamy na linię startu – cisza przed burzą.
Sobota mija w
miłej atmosferze – odbiór pakietu, tłumy żółtych
koszulek minimartonu Radia RMF fm – z nieba żar a ja się modlę
żeby nie było tak w dniu kolejnym. STADION ŚLĄSKI otwarty dla
publiki – z pewną nieśmiałością przekraczam bramkę na trybuny
i ... pozamiatane! To się nie dzieje! Ja – szarak – mam tutaj
finiszować! KOCIOŁ CZAROWNIC – ha! ha! ha! Przynajmniej jedna na
swoim miejscu! W dalszej części dnia spotkanie z pozostałymi
członkami Familii, świętowanie urodzin Kuzyna i wyliczanie
niespodzianek dla Iskierki, która w pierwszej kolejności ma
zjeść obiad a nie wór słodyczy :D
Złota niespodzianka
dla tej małej pannicy, to cel niedzielnej wariacji ciotki na temat
biegania dla samego biegania!
.....
START
.....
START
Wcześnie
jestem w okolicach startu – Bartek z Ciocią planują wrócić
do domu przed zamknięciem ulic dojazdowych. Wygłupiamy się trochę
i razem chłoniemy atmosferę strefy startowej. Umawiamy się na
spotkanie za kilka godzin i zostaję sama. Sama ze swoimi myślami,
pozytywnymi bardzo. Sama i ... bujda! Obok mnie kilka tysięcy szaleńców
ze swoimi planami na maraton, na spełnienie biegowego marzenia, na
podjęcie wyzwania. Szukam strefy dla 5:30 – tam ma być Asia z
Hasanką i Wojtkiem – zające. Są! Ściskam dziewczyny – Wojtek
wiąże balony i wstyd się przyznać ale nie przywitałam się z
nim! W grupie: Kasia z Loganem, mówię że lecę
swoje i albo mnie *zjedzą albo się uda oszukać potwora.
Uwaga!
Za chwilę ruszamy! „Rydwany ognia” Vangelis'a nie robią na mnie
wrażenia – Poznań mnie do nich przyzwyczaił ale kolejna nuta!!!
„Thunderstruck”
AC/DC tak bardzo uderzył w serducho, że Monia się rozpłakała ...
szkoda gadać!
.....
0 – 10 km
Zaczęłam
spokojnie. Za plecami miałam balony na 5:30 a przed sobą ...
wszystkich :)
Założenie na bieg? Robić swoje 2km biegiem i 200m
marszem i albo mnie grupa wciągnie i będę mogła sobie popatrzeć
na ogony psiaków, albo nie ;)
Wybiegamy na ulicę
Chorzowską i kierujemy się do „ronda z kopułą” (moje
określenie ;) z nocnej przejażdżki z dworca do śląskiej bazy) i
do Spodka, którego bym przegapiła – serio! Serio! W piątek
podświetlony na zielono pięknie przyciągał wzrok, teraz szukałam
go po swojej prawej stronie i dopiero w ostatnim momencie spojrzałam
w lewo – jest! Taki trochę „nijaki” w świetle dnia ale jest! Strefa
Kultury, Sala Koncertowa Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego
Radia – WOW!
Mam już za sobą małą przerwę. To nie tak, że
nie chce mi się biec cały czas – po prostu wiem, że inaczej nie
będzie wesoło – a może sobie tylko tak wmawiam? Wiem też, że
nie jestem przygotowana na robienie życiówki, na trzymanie tempa i choć jeszcze będę mile zaskoczona, to ten powrót ma
być spokojny. Oczywiście wielu biegaczy z wyższej ligi się z tym
zgodzić nie może – po co ci maraton, jak nie dasz z siebie
wszystkiego. Daję z siebie wszystko – proszę mi uwierzyć – nie
trenowałam, czyli nie robiłam interwałów i nie ćwiczyłam
siły, nie zrobiłam ani jednego wybiegania na 30 km, to fakt
niezaprzeczalny ale włożyłam swe całe biegowe serce w
każdy wybiegany kilometr i żaden wyjadacz, który nie docenia
takiej pracy szaraka, takim podejściem mnie nie zdemotywuje
(choć było blisko) i jednocześnie nie zmotywuje – ja nie muszę
nikomu udowadniać i zdzierać asfalt pod prąd. I dziękuję tym
ścigaczom, którzy posiadają szacunek do tych, którzy
zrobią maraton w sześć godzin z hakiem a nie w dwie z minutami.
Widzę stojących w korkach ludzi w samochodach i w tramwajach –
wiem, że się dostanie nam wszystkim! Niedziela handlowa też nie
pomaga ... no ale ja mam inną robotę do wykonania – zadbanie o
siebie i dowiezienie mojego pomysłu zdobycia złota ;)
O raju!
jak mi się chciało odwiedzić niebieską budkę – na starcie
kolejki jak w czasach PRL'u i teraz ... śmiechy i chichy z
wolontariuszkami i jazda dalej. Słyszę za plecami rozczulające
hasła: „Ojej! Pieski!”. Pokazać mi tego, który ominie
Hasankę, Logasia i Arikę bez jakiegokolwiek drgania w serduchu!
I
wiecie co? Mamy tutaj zbieg i jak można się było spodziewać ...
pierwszy podbieg! Kurka wodna! Na każdej górce ma być marsz
ale jeżeli mogę, to sobie podbiegam – w końcu granice należy
przesuwać. Wpadamy do Doliny Trzech Stawów – słońce
świeci – moja głowa zaczyna się buntować w tym temacie –
proszę wolontariuszkę o wyłączenie tej żarówki i ... po
jakimś czasie mamy piękne chmurki ;) tak! Można dziękować! Takie
prośby nie działają wiecznie ale zawsze jest to ulga, przynajmniej
dla mnie. Zieleń uspokaja, bardzo dużo było jej na trasie i to
jest wielki plus.
Kolejny punkt spożywczy – biorę do czapki
tyle wody ile się da! Na alejkach spokój – nieliczni
jeszcze spacerowicze i rowerzyści. Dzieciaki przybijają piątki a
dorośli uśmiechają się i życzą powodzenia. Tutaj ostatni raz
widzę przed sobą zbitą grupę na 5:00 i mówię sobie żeby
nie przecholować!
![]() |
byłam ;) foto: Przemek Dubiński - BiegiemPrzezŚwiat |
11 – 20 km
Cały czas mam wrażenie, że
nie jestem na Śląsku. Po opuszczeniu parku mamy wokół
siebie zielone tereny i cały czas jestem tym faktem mile zaskoczona
– nie ma tutaj samych hałd, szybów i krajobrazu
magazynowego, który owszem jest, istnieje ale nie
przytłacza!
Teraz wpadamy w Nikiszowiec – i tutaj padłam! Nie,
nie! Spokojnie – nie trzeba było mnie ratować! Ja oniemiałam!
Kocham FAMILOKI! A Nikiszowiec to zabytek! Piękne ceglane domy z
czerwonymi wnękami okiennymi, z zielonymi wewnętrznymi ogródkami,
które widzę tylko przez łuki bram. Ja wiem, że
zablokowaliśmy mieszkańców totalnie – proszę o wybaczenie
ale ta cisza i spokój, która tam czekała, to lekarstwo
dla (mojej) głowy. Jest to niewątpliwa atrakcja trasy maratońskiej!
Za rogiem kolejne zabytkowe budynki – KWK Wieczorek – myślałam,
że się zatrzymam i pójdę zwiedzać!
Wiadukt w wersji mini na horyzoncie – na zbiegu nie mogę się nadziwić ale znowu wbiegamy w las i w Mysłowice. Grupa wsparcia na *spożywczaku z 20 kilometra miała tablicę z hasłami mocy – zapamiętałam z niej jedno: „Chuck Norris never run marathon!”. To jest piękne! ;)
![]() |
NIKISZOWIEC - foto: KOSMODRON PHOTOGRAPHY |
Wiadukt w wersji mini na horyzoncie – na zbiegu nie mogę się nadziwić ale znowu wbiegamy w las i w Mysłowice. Grupa wsparcia na *spożywczaku z 20 kilometra miała tablicę z hasłami mocy – zapamiętałam z niej jedno: „Chuck Norris never run marathon!”. To jest piękne! ;)
21 – 30 km
Na półmetku hasło od współbiegacza
(Organizator poprosił uczestników o przesłanie motywujących
tekstów – pojawiały się co kilometr ale uwierzcie mi!
Zapamiętać wszystkie, to sztuka!) - mogę się ciut pomylić:
„jesteś w połowie – meta jest w głowie!”. Prawda!
Karetka
na sygnale ... daleko. Familoki z zielonymi wnękami okiennymi (były
jeszcze niebieskie i brązowe – nie wiem, czy to jest zależne od
dzielnicy, osiedla, miasta? - zawsze zapomnę się wypytać :D ktoś
wie?). Zbliża się 25 km – mój punkt krytyczny z zeszłego
roku – to tam wszystko stało się jasne – a jak było tutaj? No
zachciało mi się iść do toalety a budki nie widać! Zapytałam
się wolontariuszki o "wc" i odpowiedź nie należała do najlepszych ale
wiecie co dziewczyna zrobiła? Zapytała się policjanta czy mogę wskoczyć do komisariatu (budynek był blisko) i ... mogłam! Aaaaa!
Dziękuję! Nie jest źle! Pij! Jedz żele! I do przodu! Mijamy
Walcownię Cynku – w oddali ją widać – wieje tutaj w twarz jak na pustym polu!
Moja psychika trochę siada – z jednej strony mijam biegaczy, którzy
byli przede mną ale nie mam satysfakcji żadnej, bo mam świadomość,
że ich założenia na ten bieg były inne i właśnie maraton
pokazał jakąś mocną kartę. Z drugiej strony jestem tylko ja i
Silesia – niby jest dla mnie łaskawa ale czuję, że łatwo nie będzie, czuję już zmęczenie. Liczba
przejść do marszu jest większa, bo podbiegów jest więcej.
Motywuję się jak mogę. Na 29 km pierwsza strefa kibica! No
nareszcie! Pan z mikrofonem ... zaraz! Pan z mikrofonomem coś do
mnie mówi!? - „słucham?/może Pan powtórzyć? -
który to maraton? - drugi.”. Ja pierdzielę! Co się dzieje?
Dobrze, że kamery nie było, bo obraz nędzy i rozpaczy! Ok! Nagraj
*lajfa! 30 km przed Tobą! Pomogło! Patrzę na zegarek i jestem
zaskoczona – nie ma jeszcze czterech godzin od staru! Hmmm! Gdzie
jest haczyk?
Przed punktem z wodą była grupa z bębnami! NOOOOO
nareszcie! Jakiś konkret! Rytmiczna rozpierducha, której
wyczekuję na każdym dużym biegu. Na punkcie biorę również
kolorowy kubek (paskudztwo) ale mam już to w poważaniu –
oczyszczenie organizmu z koksów i tak mnie czeka, byle po
finiszu! ;)
31 – 40 km
Pełna motywacji ruszam na
ostatnią dziesiątkę z hakiem i nie mogę się doczekać wlotu do
Parku Śląskiego – ubzdurałam sobie, że my tam pobiegniemy dość
długo i że nawet przelecimy obok chorzowskiego ZOO. No cóż!
Taka trasa owszem była - na minimartonie!!! Oj babo!
Policjanci
mieli ze mnie ubaw! „A gdzie jesteśmy? Chorzów?
Siemianowice? - Jeszcze Siemianowice” - słyszę już za plecami,
ponieważ nie zatrzymuję się a idę dalej... jeżeli nie biegnę.
Dobiegając do punktu na 35 km wiem, że mam katastrofę w lewym
bucie – problem polega na tym, że samo wbicie paznokcia w palec obok nie
powinno być tak uciążliwe – nie pierwszy raz by się to
zdarzyło! (w szatni widzę, że mam piękny kalafiorek – pęcherz,
który tak skutecznie mnie spowolnił). No nic! Co tam się
działo dalej?
Wyrzucam z siebie tęsknotę za parkiem mijając
jednego biegacza, który wspomina jeszcze o wieży Telewizji Katowie, której z kolei on się nie może doczekać! O!!! Racja!
Gdzie jest ta małpa?! ;)
Z tego odcinka nie pamiętam wiele –
strefa dyskomfortu związana z bólem w papciu była nie do
przeskoczenia. Pamiętam grupkę kibicujących Night Runners'ów,
rodzinkę z bębenkami dużymi i małymi, ulicę Grzegorzka (?!)
(wiadomo! Mój Grześ w domu a ja tutaj!) i starsze małżeństwo
przed domem i kiwające i dopingujące!
Pojawiają się kolejne duże grupy
kibicujące: VW Ogórek ze swoją budką pomiaru prędkości
oraz roztańczone dziewczyny – tyle emocji na tak małym odcinku!
Aaaaaa! Skrzyżowanie i wbiegamy w parkową alejkę – nareszcie!
Prawie koniec! Już mi się nie chce! Pierdzielę to bieganie!
Ostatni raz! Nigdy więcej! Maraton! Sralaton! „Monia! Lecisz!!!!”.
Odwracam się i kogo widzę? Wojtka i Kasię z Logasiem! No nie! Po
moim trupie!
META
Alejka ma cegłę w nawierzchni –
lepsze to niż kostka granitowa! (ciocia mi powiedziała, że jest to
nawierzchnia pierwsza z pierwszych, która po otwarciu parku została położona). Skręcamy i asfalt – pasy dla
rowerzystów, rolkarzy i spacorowiczów i ...biegaczy? ;)
W Dolinie Trzech Stawów też tak było! Świetny pomysł!
ZBIEG – taki najlepszy z najlepszych - kocham, z zakrętem – już
mniej kocham. Boli jak cholera! Ale do marszu przejdę za chwilunię.
„Monia! Ruszaj!” - znowu Kaśka. #dupajasiuwagreście! Nie da mi spokoju! Dobra!
Leć! Do stracenia nie masz już nic! Zegarek nakazuje przerwę! Nie
teraz! Już widzę stadion i szczęściarzy z medalami! Kibicują!
Dodają otuchy! A może to tylko dla Logasia? ;)
no i się zaczyna
powstrzymywanie łez! Skręt i tunel prowadzący do stadionu –
przed nim jeszcze trąbiące samochody sponsora. Zatyka mi oddech –
tak fizycznie i zdrowotnie, bo fury nie robią na mnie najmniejszego wrażenia! Monia! Weź się w garść – rozchorujesz się
później! Wbiegam na „niebieski dywan” - o matulu! Jakie
to wspaniałe uczucie! Patrzę pod nogi ale słyszę „darcie”! To
Krzysiek! Pokazuje mi, że reszta jest dalej, na górze!
Wszyscy! Matko! Wzruszam się bardzo ale zbieram się na ostatnie
metry! Jest! Czarownica na mecie!!! Yeah! Mam to! Wróciłam! I
koniec! Nie ma mowy – rzucam to w cholerę!
....
Podsumowanie
;)
→ pakiet startowy - na plus!
→ pakiet startowy - na plus!
→ Medal! - cudowny! Złoty! ;D Nawet nie przyjrzałam mu się
uważnie. Miałam go na chwilę na sobie ale jak tylko wyściskałam
Oliwkę, to przekazałam jej go tak, jak obiecałam. Chyba muszę
ponownie odwiedzić Śląsk na biegowo!
→ Wałówka z
prowiantem! Niby jestem zdziwona, bo bez ciepłego posiłku ale jest
w tym metoda! - nic nie jest rozgotowane ani wystudzone – buła z
masłem, serem żółtym i okładem! Batony! Woda – wypita w
całości! Mój plecak trzymał mnie na trasie pomiędzy
punktami ale zaraz po prysznicu pozbyłam się balastu w nim
obecnego. Piwo – poznańska pyra zabiera do domu leszka free ;)
→ Szatnia i prysznice - dlaczego nikt babie nie powiedział, że ciepła woda tylko w kabinie a nie w prysznicu dużym? Buuu... Podejście nr dwa do morsowania zacznie się ... no właśnie?! Kiedy?! Jak będę zdrowa! ;)
→ Szatnia i prysznice - dlaczego nikt babie nie powiedział, że ciepła woda tylko w kabinie a nie w prysznicu dużym? Buuu... Podejście nr dwa do morsowania zacznie się ... no właśnie?! Kiedy?! Jak będę zdrowa! ;)
→
Organizatorzy – gratuluję Imprezy! Dziękuję za przygodę, którą
miałam okazję przeżyć.
→ Kibice – jest Was tak mało na
trasie – trzy większe grupy od około 30 km. Dla biegaczy z
końcówki jesteście najważniejsi -serio! Kibice – ci, co w drodze
do kościoła, na spacer, do sklepu - niezamierzeni, którzy
mimo wszystko nie szczędzili swych dobrych słów i rąk w
sparciu nas, biegaczy! - DZIĘKUJĘ!
Za wszystkie *piony mocy
dziękuję dzieciom i dorosłym. Za przytulasy *śmierducha –
bardzo ale to bardzo dziękuję!
→ Bębny! <3 Jeszcze raz
wielkie dzięki!
→ Wolontariusze – kłaniam się nisko! Za
każde hasła: woda/ izo/ banany/ czekolada/ cukier – dzięki! Za
chusteczki do nosa – również ;) za wskazywanie kierunku biegu też dziekuję; prośba do tych
nastoletnich: nie kurzcie tyle! ;)
→ Biegacze - gratuluję i dziękuję za bardzo pozytywną rywalizację.
....
TĘCZA:
* Ciociu
Bożenko; Aniu, Krzysiu i Oliwko; Przemku; Bartku – dziękuję –
bez Was byłoby trudniej. Może zeszłabym nawet z trasy? Bo nic na
siłę być nie miało! Ale upartość mamy we krwi ;) ściskam Was
mocno! Pozdrawienia dla Babci Marysi, Irenki i Pauliny!
*
Grzesiek, Amelia, Mati i zwierzaki - #matkanagigancie – brak
komentarza będzie najlepszym podziękowaniem <3
* Drodzy
Czytelnicy – przeczytane? Bardzo dziękuję za poświęconą chwilę
ale również za wsparcie na stronie fb – za każdy komentarz
z pozytywną motywacją. Kocioł Czarownic nie był
straszny ;)
Grzyb'kowa Beato - za wyjaśnienie znaczenia kotła - ściskam - baba przypomina sobie różne rzeczy i uczy się nadal ;)
* Beti! Tak Ty! - za transmisję wyników „na
żywo” powinnam mieć focha maksymalnego ;P
Ale ja Tobie bardzo
dziękuję – wzruszyłaś mnie ogromnie! Czekam na Twój debiut maratoński!
* Zające! Pejsy! <3 DZIĘKUJĘ!
ASIU! Wiem, że zależało i miało być inaczej i dlatego ślę tym większe gratulacje - nie poddałaś się i jak na prawdziwego *pejsa przystało przekazałaś pałeczkę Kasi! Jesteś wielka!
![]() |
ASIA i HASANKA - obie z rozwianym włosem :D foto: Przemek Dubiński - BiegiemPrzezŚwiat |
KASIU! Za poganianie na końcówce - dziękuję bardzo! Następnym razem się pofatyguję i pstryknę w nos w odwecie! ;)
Proszę wytarmosić Hasankę, Logana i Arikę! moja miłość do hasiorów się pogłębiła ale jeszcze dużo nauki przede mną w psim temacie :)
WOJTKU! Dziękuję - czułam Twój oddech na plecach!
![]() |
KASIA i LOGAŚ - stoicki spokój i uśmiech foto: Przemek Dubiński - BiegiemPrzezŚwiat |
WOJTKU! Dziękuję - czułam Twój oddech na plecach!
![]() |
Wojtek :) foto ze startu: Konrad Morawski - Fotografia |
....
Maraton i ...
po maratonie!
Poniedziałek
- jeszcze w Siemianowicach mam
zaprawę – blok bez windy – do pokonania 3 pietra ;)
-
ostatnie śląskie spacery – stopa lewa boli okrutnie – apteka i
żel – nie pomaga na długo ale przeciwbólowych tabletek nie biorę,
zaczynam obserwację, czy to tylko przeciążenie spowodowane
ucieczką od bólu podczas biegu, czy coś poważniejszego;
-
pociąg powrotny jedzie szybko ale nie ma możliwości zakupu ciepłej
herbaty a zaczynam konkretnie kaszleć;
Wtorek
- leżę –
wizyta u lekarza w dniu kolejnym;
- stopa – pozbyłam się
winowajcy – kolorowe paznokcie u stóp są przereklamowane :( ale smuteczek jest i nic mi tego nie wynagrodzi;
- jem jak smok!
Środa
Środa
- urlop trwa w
najlepsze – wracam z poradni z koksami;
- czworogłowe mnie już
nie bolą; stopa nadal; pozbyłam się kolejnego (całkiem neutralnego w temacie bólu) paznokcia;
Czwartek
- samopoczucie - jakby wyjęto mi
wszystkie baterie ... a ja ...
- chcę biegać – choroba nieuleczalna
wróciła;
Piątek
- zbieram się by skończyć
relację i się to udaje ;)
- leżę;
- słucham muzyki;
- razem z Grzesiem mamy dzisiaj rocznicę ślubu :D
....
Czy się
udało?
Tak. Zrobiłam ten maraton po swojemu – nie zaczęłam
za szybko! i gdyby nie bomba w lewym papciu, to byłoby może i
lepiej? ... albo i nie? gdybanie! ;) Zadbałam o nawodnienie –
również przed startem. Na trasie miałam plecak z wodą i
osobiście nie wyobrażam sobie startu bez – zauważyłam, że
bardzo dużo tracę wody pocąc się. Nie złapał mnie żaden skurcz
– miałam tylko jednego szota magnezowego na podorędziu i wzięłam
go zapobiegawczo. Odżywiałam się ze spokojem: daktyle, żel, koks,
daktyle, żel, koks, daktyle, banan, izo, daktyle, żel, koks, izo
... i woda, woda, woda, woda!
Czy myślę o kolejnym maratonie –
tyciu! tyciu! Nie wiem gdzie – choć pewna jestem, że w kraju ;) i
jeszcze jednego jestem pewna – przygotowania na tysiąc
fajerwerków! Wiem, że „psim swędem” nie cierpiałam
tylko dlatego, że wykulałam te swoje (niekompletne) kilometry z
planu i że dbałam o rozgrzewkę i rozciąganie. bardzo dużym plusem było podjęcie dycyzji dotyczącej biegu *galołejem.
Uciekam do lasu na
dłuższe wybiegania i starty, chociaż asfalt cały czas mnie
prześladuje ;)
Przeczytaliście wszystko? To, czego nie napisałam
zostawiam dla siebie – jest tego niewiele!
Dziękuję!
Trzymajcie się ciepło i zdrowo!
Komentarze
Prześlij komentarz